Ta noc należała do jednych z lepszych wyspana i wypoczęta
spojrzałam na ścianę z plakatami od razu przypominał mi się wczorajszy dzień i
automatycznie uśmiechałam się. Wzięłam telefon do ręki spojrzałam na niego, a
tam było 20 nieodebranych połączeń od Weroniki. Tak wyciszyłam go wczoraj i
zapomniałam. Oraz wiadomość, od blondyna.
„dzień dobry pora
wstawać :*”
„właśnie wstaję.
Miłego dnia :*”
„dziękuję i nawzajem
:*”
Weronika to moja najlepsza przyjaciółka, znam ją nie długo,
bo odkąd się tu przeprowadziłam, ale śmiało mogę właśnie nazwać ją moją
przyjaciółką. Szybko wybrałam jej numer i zadzwoniłam:
- no nareszcie myślałam, że coś Ci się stało!
- też się cieszę, że Cię słyszę – zaczęłam
- wiesz bardzo śmieszne, a ja naprawdę się martwiłam miałam
już iść z tym na policję!
- przepraszam byłam jak co dzień na spacerze i wyciszyłam
telefon.
- nie mogłaś od dzwonić?
- w tym problem, że nie…
- mogę wiedzieć dlaczego?
- po pierwsze to zapomniałam, a po drugie to poznałam Reusa!
– prawie, że krzyknęłam do słuchawki.
-coo?! Jak?
- opowiem Ci jak się spotkamy. To jak za godzinę na
śniadaniu tam gdzie zawsze?
- okey to do zobaczenia.
- do zobaczenia.
Odstawiłam telefon na stolik, a sama powędrowałam do
łazienki aby się odświeżyć. Umyta wyszłam z pomieszczenia, a moje nogi
zaprowadziły mnie do garderoby. Wybrałam to.
Do spotkania miałam jeszcze 20 minut, ale ja byłam gotowa
więc postanowiłam pójść piechotą. Zamknęłam dom, założyłam słuchawki i szłam w
rytm piosenek. Po 15 minutach byłam na miejscu Werki jeszcze nie było zajęłam
miejsce pod oknem. Chwilę potem do Sali weszła moja przyjaciółka, podeszła do
mnie i przywitała mnie buziakiem w policzek. Usiadła naprzeciw mnie. Kelner
podszedł i wręczył menu.
- no to opowiadaj jak go poznałaś.
Weronika to także fanka Borussi, a w szczególności właśnie
Marco.
- wiesz jak bardzo się wzruszam na sam widok boiska.
- no wiem i co związku z tym?
- gdy przechodziłam obok właśnie boiska to wspomnienia
wróciły, rozpłakałam się, płakałam jak dziecko i wtedy podszedł do mnie nieznajomy
i położył rękę na moim ramieniu jednak ja się tym w ogóle nie przejęłam dopiero
gdy się zapytał czy się dobrze czuję spojrzałam na chłopaka, którym właśnie
okazał się sam Marco Reus! – ostatnie słowa prawie, że krzyknęłam ludzie
spojrzeli na nas jak na idiotki.
- aaa, ale fajnie.
- czekaj to nie koniec…
- podać coś panią? – nawet nie zauważyłyśmy, że kelner stoi
i czeka na zamówienie.
- yy tak 2 razy naleśniki poprosimy – odpowiedziała z
uśmiechem blondynka.
Oni nawet kolorem włosów do siebie pasowali oczywiście nie
Weronika i kelner tylko Wera i Marco.
- ii co było jeszcze? – dopytywała przyjaciółka
- zaprosił mnie na kawę i ciastko, a potem odprowadził do
domu i dał swój numer telefonu.
Dziewczyna otworzyła buzię ze zdziwienia.
- Ty szczęściaro! Napisał do Ciebie?
- tak dziś rano. – uśmiechnęłam się i pokazałam przyjaciółce
wiadomości.
- musisz mnie z nim poznać wiesz jak ja go kocham –
rozmarzyła się blondynka.
W tej chwili pracownik przyniósł nasze naleśniki,
podziękowałyśmy i zaczęłyśmy jeść.
- tak przy okazji Cię z nim poznam.
- trzymam Cię za słowo!
Gdy zjadłyśmy, pożegnałyśmy się i każda poszła w swoją
stronę. Moim celem była moja księgarnia. Tak miałam własny sklep, dlaczego
księgarnia? Mama była pisarką napisała kilkadziesiąt książek, wspaniałych
książek. Ostatnią pod tytułem „R jak Rodzina” napisała podczas choroby,
począwszy od poznania taty, aż po chorobę. Gdy ją czytałam łzy leciały mi jak
ulewa. Była taka szczęśliwa z ojcem w ostatniej godzinie życia powiedziała „nigdy nie przestałam go kochać”.
Poczułam, że coś wibruje mi w kieszeni, wyjęłam telefon i zobaczyłam że dzwoni
Marco, odebrałam :
- cieszę się, że dzwonisz – wyczułam, że się uśmiecha
- miło usłyszeć Twój głos – i wtedy ja się uśmiechnęłam – co
porabiasz?
- jestem w pracy, a Ty?
- leżę w łóżku, a zaraz idę na trening, a o której kończysz?
- o 18.
- dobrze to zapraszam Cię na kolację o 20, przyjadę po
Ciebie i nie przyjmuję odmowy.
- dobrze zgadzam się.
- miłego dnia i do zobaczenia.
- dziękuję i nawzajem.
Rozłączyłam się, a telefon odstawiłam na blat.
MARCO
Zadowolony odłożyłem telefon na stół, a sam powędrowałem do
łazienki po 20 minutach wyszedłem i ubrałem się w to. Następnie zeszedłem na
dół i zrobiłem sobie śniadanie po zjedzeniu talerz włożyłem do zmywarki po czym
wyszedłem. Gdy wsiadałem do pojazdu dostałem nagle olśnienia, a tak torba.
Szybko pobiegłem do pokoju wziąłem torbę z podłogi i już teraz mogłem ruszyć.
Nie, nie mogłem telefon leży na stole i z powrotem wbiegłem do domu i zabrałem
komórkę, chyba wszystko mam. Zająłem miejsce kierowcy i z piskiem opon ruszyłem
na trening, wiedziałem że już jestem spóźniony, na moje nieszczęście był
jeszcze korek. No to super pomyślałem. Wpadłem na pomysł zaparkowałem samochód,
wziąłem potrzebne rzeczy i zacząłem biec w kierunku stadionu. Tak jak myślałem
spóźniłem się.
- Marco! – usłyszałem gdy tylko wszedłem do szatni – znowu
się spóźniłeś, szybko się przebieraj i 30 kółek za karę.
- dobrze trenerze i przepraszam to się już więcej nie
powtórzy – czułem się wtedy jak na dywaniku u dyrektora.
Przebrany wyszedłem na murawę i zacząłem biec. Nagle
poczułem kogoś na swoich plecach po czym przewróciłem się, to nie mógł być nikt
inny jak Lewandowski.
- Lewandowski matole złaś ze mnie!
- skąd wiesz, że to ja?! – zapytał zdziwiony napastnik
- niech no myślę – podniosłem się z ziemi – bo zawsze jak
robisz ćwoku!
- też Cię kocham ziomek!
- chłopaki nie obijać się tylko biegać! – usłyszeliśmy
Kloppa
Jak powiedział tak zrobiliśmy. 3 godziny potem skończył się
trening.
- Reus co dzisiaj robisz wieczorem? – zapytał Goetze.
- jestem umówiony. – uśmiechnąłem się
- na randkę? – spytał Lewy i momentalnie wszystkie oczy były
skierowane w moją stronę.
- można tak powiedzieć. – odpowiedziałem – zazdrosny? – te
słowa skierowałem do mojego przyjaciela, którym był Robert.
- można tak powiedzieć – wszyscy wybuchneli śmiechem.
- ładna? – dopytywał Laitner
- a czy ten gość – pokazałem na siebie – może umawiać się z
brzydkimi?
Pokiwali twierdząco głowami.
- walcie się – udałem obrażonego.
- no kochanie weź przestań – podszedł do mnie Lewandowski.
- dobra koniec muszę wracać do domu
Była już 18 tak więc mam 2 godziny.
- dobra trzymajcie się! – pożegnałem się z przyjaciółmi.
- tylko bądź grzeczny! - wydarł się Kuba.
Gdy byłem już na zewnątrz doznałem szoku przed stadionem
stała Anka.
- co Ty tu robisz? – zapytałem oburzony
- nie przyszłam do
Ciebie tylko Roberta, gdzie on jest?
- on nie chce Cię widzieć więc nie masz co na niego czekać,
bo jego i tak tu nie ma – skłamałem.
No i wtedy akurat Lewandowski wyszedł ze szatni był tak samo
zdziwiony jej widokiem jak ja, albo jeszcze bardziej.
- tak nie ma to pewnie duch tam idzie - pokazała na piłkarza.
- Anka? Co Ty tu robisz? - napastnik spojrzał na dziewczynę.
- ja już pojadę. - rzekłem
Wsiadłem do wozu i odjechałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz